A kto pamięta stare dobre czasy?:) tak gdzieś z 20-25 lat temu jak Paprykarz Szczeciński z kaszą nie zawierał:
konserwantów, benzoesanu sodu, glutaminianu i innych gówien?:)...
No więc postanowiłam sobie przypomnieć ten smak i oto co popełniłam:)
potrzebne:
- 2 średnie cebule- kilka małych ząbków czosnku
- 3 marchewki średnie,
- 1/4 średniego selera,
- pietruszka nieduża
*ważne aby zachowane były proporcje i marchewki zdecydowanie więcej:)
- pomidory z puszki, albo ze słoika który dostało się od Ali, żony kuzyna na feriach:D a tak jakieś może 100-200ml:)
- można koncentrat pomidorowy, ketchup, ja wlałam ze 200ml jakiegoś pomidorowego sosu cygańskiego
co nie miał u mnie zejścia, a co ma się zmarnować?:) i jakiś ketchup:)
- papryka 1/2- upieczona i obrana ze skórki
- kasza jaglana a z niecałą szklankę
- makrela wędzona - obrana ze skóry i ości oczywiście:) dwie małe albo jedna większa
(to zależy jak bardzo rybny chcemy mieć ten paprykarz:), jak kto woli można i bez (bez makreli:))))))))))
- pieprz
- sól
- ziele angielskie
- liść laurowy
kroki:
- papryka do piekarnika! - no wkłada się umytą, przekrojoną wzdłuż na blaszkę,rynienkę etc. i wrzuca na 200st. na raczej dłuższą chwilkę do piekarnika, jak się zacznie przypiekać
trza wyciągnąć, zaczernione przypalone krawędzie mają być! prawie gorącą wrzucić do woreczka foliowego,
a jak przestygnie to z obieraniem nie ma najmniejszych problemów a smak pieczonej - nie do podrobienia:
(starte na tarce rzecz jasna:)), jak i te się trochę obsmażyły to dodałam pomidory i koniecznie wodę z pomidorów
(można podlać wodą ale...:) paprykę no i ziele, liścia i przyprawy.
- warzywa muszą zmięknąć i dobrze nabrać zapachu ziół (warto policzyć ile dajemy liścia i ziela, żeby później przed
blendowaniem wszystko wyłowić) a kto mówił, że kuchnia to nie sala operacyjna, tam się liczy wszystkie chusty
i narzędzia przed i po:)
- ważne jest aby te warzywa dobrze odparowały i nie miały zbyt wiele wody
- ugotowałam kaszę jaglaną generalnie podobno ją się płucze ew. parzy przed wrzuceniem na wrzątek ale ja nigdy
tego nie robię i gorzka nie jest, lubię taki smak, sztuka mówi że na 1 część kaszy dajemy 2 części wody, ja mam to
raczej w głębokim poważaniu i robię na czuja:) lepiej dolać wrzątku niż mieć zupę:) kasza nie może być rozgotowana!
lekko twardawa, nie zapomnieć należy o soli i odrobinie oleju, masła czy czegoś takiego
- obrałam makrelkę z ości skóry i śmieci
teraz UWAGA!:)
- wszystko usmażone (bez tego cholernego ziela:) upieczone i makrelkę wrzucamy do blendera, malaksera co tam
macie za urządzenie i jedziemy z tym na gładką masę - tak gładką jak lubicie, ja wolę mieć mniejsze kawałki
A DOPIERO PÓŹNIEJ DOKŁADAMY KASZĘ!:)
bo inaczej zrobimy breję i mamałygę a nie o to nam chodzi a przy tym możemy sobie dodać tyle kaszy ile uważamy
za stosowne, resztę można zeżreć z dżemem:) co do kaszy jaglanej to mój konik bo cholernie zdrowa jest!
więc będzie tego więcej później:)
- smakowałam i dodawałam co popadnie, ketchup, sosy wszelakie:) można przecier rzecz jasna
i zapomniałam dodać tej cholernej sproszkowanej słodkiej papryki ale jakoś wyszło:)
- wszystko razem jeszcze zagotowuję, kasza wtedy odbierze nadwyżkę wody i gorące wkładam do słoików, wtedy pasteryzacja jest nie koniecznie potrzebna, a lekko ciepłe słoiki włożone do lodówki na pewno "załapią" chyba, że zakrętki są do niczego:/.
SMACZNEGO! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz